Dziś pierwszy post
z serii ulubieńcy miesiąca. Czerwiec był zdecydowanie miesiącem
fajnych odkryć kosmetycznych, także zapraszam do czytania.
Jeżeli chodzi o
pielęgnacje to zdecydowanym faworytami został żel do mycia twarzy
i krem La Roche-Posay z serii Effaclar przeznaczonej do pielęgnacji
cery trądzikowej.
Żel do mycia twarzy
ma delikatny kwiatowy zapach, według mnie pachnie bratkami i
fiołkami. Konsystencja produktu jest typowo żelowa, nakłada się
go na mokre dłonie i pociera co zamienia go w delikatną piankę,
następnie rozprowadza się ją po twarzy delikatnie masując.
Kosmetyk jest bardzo wydajny, jednorazowo zużywa się jedną kroplę
przez co starczy na długo. Żel świetnie odświeża cerę i pozbywa
się nadmiaru sebum, zmywa resztki makijażu, a co najlepsze
przywraca naturalne pH. Używam go rano i wieczorem.
Ja na próbę
wybrałam mniejszą wersje (200ml ok 23zł) z racji, że chciałam
sprawdzić czy odpowiada mi ten kosmetyk. Dostępna jest też wersja
buteleczki z pompką - 400ml za około 37zł co jak widać jest
bardzo korzystne dla naszego portfela. Jak na moja kieszeń nie jest
to tani produkt, ale biorąc pod uwagę jego działanie stwierdzam, że
lepiej dołożyć niż kupić kolejny chemiczny płyn do mycia twarzy
w drogerii. Dla mnie świetny produkt, po który z pewnością zajrzę
do apteki, gdy tylko skończę pierwsze opakowanie.
Kremu La Roche-Posay
Effaclar Duo + używam z rana, również jako krem pod makijaż. Nie
ma on typowo kremowej konsystencji, dlatego jest idealny do cery z
tendencją do przetłuszczania się. Początkowo po tym kremie miałam
dużo nowych niedoskonałości , co podobno jest normalne, ponieważ
krem ma właściwości głęboko oczyszczające skórę poprzez wydalanie
sebum na zewnątrz. Coś w tym jest ponieważ po ponad 3 tyg stosowania
moja skora wygląda dużo lepiej, powoli znikają mi również potrądzikowe
przebarwienia.
Cena kremu
pozostawia wiele do życzenia - ok 50zł za 40ml, mi zaleciła go
moja pani dermatolog przez co mama stwierdziła że należy go kupić.
Na jego temat warto porozmawiać z rodzicami i poprosić o kupno,
dodatkowo krem jest wydajny przez co myślę ze starczy na około 3-4 miesiące. Polecam każdemu kto boryka się z trądzikiem.
Następny produkt to
płyn do kąpieli Original Source o zapachu pomarańczy i lukrecji, który
ja traktuje również jako żel pod prysznic. Nie będę się długo rozpisywać, bo ten intensywny zapach trzeba po prostu poczuć pod
prysznicem. Polecam kupować na przecenach w Rossmannie, można je
wtedy dorwać za około 7zl za 500ml.
Odkąd wyprowadziła się moja siostra, nie miałam w domu porządnej pęsety. Ta kupiłam w Rossmannie za około 6zł. Ma poręczny kształt i wąskie, podłużne
'końce' przez co depilacja jest dużo szybsza i sprawniejsza, mogłaby
jeszcze niwelować odczuwanie bólu, ale takiej pęsety to raczej szukać w filmach science fiction ^^
Puder
pyłkowy z Oriflame odkryłam już ponad rok temu na szkoleniu,
jednak w czerwcu kupiłam nowe opakowanie, więc postanowiłam o nim
tutaj napisać. Jego największa zaletą jest transparentny odcień
dzięki czemu z pewnością nie przyciemnimy sobie twarzy i nie spowodujemy efektu maski. Jest delikatny, lekko matowi przez co
powoduje że makijaż wygląda naturalnie. Kolejną zaletą jest
zdecydowanie wydajność – poprzedni skończył mi się po mniej
więcej dziesięciu miesiącach (a często podbierała mi go moja
siostra) także myślę, że to dobry argument za. Wracając do
matowienie: mam cerę mieszaną z przewagą tłustej, szybko się
świecę – ten puder zapewnia mi około 3-5h bez poprawek (siostra
stosowała go raz i wystarczał jej na cały dzień). Mogłabym o nim
długo opowiadać, ale nie będę przynudzać, uważam, że warto w
niego zainwestować. W ofercie jest dostępny cały czas, jedynie
tyle że w cenie 45zł. W katalogu pojawia się średnio co 3
miesiące w cenie około 27zł (dla konsultantek jeszcze taniej :) )
Lakiery Lovely zakupiłam w Rossmannie.
Lovely to jedna z tańszych firm produkująca kolorówkę dla
Rossmanna, ale muszę przyznać, ze lakiery do paznokci są świetne.
Utrzymują się do 5 dni (przy normalnym używaniu rąk), co rzadko
się zdarza w przypadku lakierów za 5zł. Schną szybko, jedyną
wadą jest ich leista konsystencja przez co trzeba nałożyć dwie
warstwy (przynajmniej przy pastelowych kolorach). W lipcu planuję
kupić też inne odcienie, szczególnie choruję na chabrowy odcień
niebieskiego :)
Ostatnim już produktem również jest
rossmannowa zdobycz – wodoodporny eye liner firmy Wibo, o którym
dowiedziałam się od mojej przyjaciółki. Produkt rzeczywiście
jest odporny na wodę, ale w odróżnieniu od innych bardzo łatwo
można zmyć go płynem do demakijażu, co uważam za ogromny plus.
Kolor jest intensywny, tusz utrzymuje się wystarczająco długo, a
po zmatowieniu powieki nie ma mowy o rozmazywaniu się. Po
pomalowaniu szybko zasycha, więc używanie go to czyta przyjemność.
Pędzelek jak na cenę (około 10zł) jest dobry, ale UWAGA: kupując
eye liner zwróćcie na niego uwagę, ja trafiłam na fabrycznie
rozdwojony, więc odstające włoski musiałam odciąć (jest teraz
cieńszy, co w sumie dla mnie jest zaletą).
To już wszystko, w następnym poście postaram się pokazać Wam stylizację, a już za tydzień pojawi się kolejny post beauty :) Od niedzieli oglądam „Gra o tron” - świetny serial, wprawdzie zaczął się niezłą mogiłą (jestem typowym straszkiem, więc nie lubię scen z dużą ilością trupów), ale w dalszym ciągu bardzo przypadł mi do gustu. Kończe już pierwszy sezon i zaczynam się bać co będę robiła gdy zobacze wszystkie :D A jak Wam mijają pierwsze dni wakacji? Trzymajcie się cieplutko :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz